Wystawa, czyli recykling |
TagiORGANIZACJAToruńwystawa prowincjonalna |
Źródło cytatu
wspomnienie wystawy w Toruniu wg „Gazety Toruńskiej” z 9 VI 1874 r.
„Plac wystawy […] stanowił figurę nieregularną o liniach częścią prostych, częścią krzywych. Okoliczność ta nie tylko nie przyczyniała placowi ładności, lecz nawet przysparzała trudności pod względem rozkładu wystawy i nadania jej przejrzystości. Składał się plac wystawy z targowiska bydlęcego i przydzierżawionego a przyległego pola koniczyny. Budynków na targowisku nie było można usunąć, ale te ułatwiały Komitetowi wystawy zadanie o tyle, że z pewnymi zmianami użyto ich jako pawilonów dla wystawy przemysłowej. Mianowicie pousuwano z nich wszystko, co mocno lub luźno znajdowało się wewnątrz, powiększono okna, wybielono pięknie dachy po stronie wewnętrznej oraz wiązarki pod dachami, i posypano na kilka cali trocinami, które tworzyły niby miękki dywan i sprawiły, że chodzenie odbyło się bez wielkiego nawet szelestu. Komitet dla otrzymania tym lepszego światła chciał wprawdzie wyrżnąć w dachu wielkie okna, na co przecież reprezentanci Towarzystwa akcyjnego, do którego towarzystwo należy, nie pozwolili”.
jakjak
Widok placu wystawy prowincjonalnej wydobywa na powierzchnię długie trwanie czegoś, co można by nazwać polską, a szerzej: środkowoeuropejską kulturą patchworku i recyklingu. Zamiast linii prostych krzyżujących się pod kątem prostym, co znamionuje nowoczesną racjonalność zachodnią, mamy więc linie nieregularne i jakby niezdecydowane; placu i budynków nikt nie zaplanował, lecz raczej wykorzystano i zaadaptowano, w miarę możliwości, to, co już było; podjęte prace adaptacyjne polegały zaledwie na „odświeżeniu” zewnętrznego pozoru, nie zaś rzeczywistym, ingerującym w strukturę konstrukcji przystosowaniu; wreszcie – żeby uzyskać pewien rodzaj przytulności – przysposobioną przestrzeń wysypano warstwą drewnianych wiórów, które nie tylko mało komu bywają potrzebne, ale i podeptane dają się wykorzystać powtórnie choćby jako paliwo.
Wystawa prowincjonalna w Toruniu nie była bynajmniej wyjątkiem: zszywano ją z tego, z czego tylko się dało, podobnie jak wiele innych społecznych inicjatyw, które pozbawione były – i są nadal – wsparcia zarówno administracyjnego, jak i ze strony dominującego kapitału.
Jakub Jakubaszek
Rakowski Tomasz, Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy. Etnografia człowieka zdegradowanego, Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009.