Błogie korzyści czyli wystawa rolnicza w Łowiczu |
Tagi1859CENTRUM/PERYFERIAEMANCYPACJAKLASA SPOŁECZNAludUCZESTNICTWOwystawa krajowawystawa rolniczaŁowicz„Czytelnia Niedzielna" |
Źródło cytatu
B.a., O wystawie rolniczej, „Czytelnia Niedzielna” 1859 nr 43, 11 (23) X, s. 342–344.
„Na święty Mateusz, razem z jarmarkiem, odbyła się w mieście Łowiczu Wystawa Krajowa płodów i wyrobów gospodarstwa wiejskiego, tudzież zwierząt domowych wszelkiego rodzaju. […] Szeroko i głośno rozprawiano o niej wszędzie; błogie skutki sprowadziła dla niejednego – może byście i wy byli ciekawi cośkolwiek się o niej dowiedzieć?…
[…] Różne ludzie powynajdywali sposoby, ażeby sobie mogli wspólnie dopomagać do dobrego. Rozproszeni tu i ówdzie po świecie, starają się od czasu do czasu zgromadzić w jakimś punkcie, aby jeden drugiemu coś doradził […] i żeby jakoś lżej połączonymi siłami obowiązki życia swego wypełniał. […] Otóż zaradzając temu, myśleli ludzie w ostatnich czasach, aby nie z próżnymi rękami na takie zgromadzenia przybywać.
Postanowiono, że każdy […] ma przywozić ze sobą na pokazanie drugim takie rzeczy, które by się najlepiej mogły przydać na świecie. […] To właśnie dało początek wystawom, dlatego tak nazwanym, że na nich wystawiają się różne ciekawe rzeczy na widok wszystkich, chcących owoce pracy ludzkiej oglądać i z dobrego przykładu korzystać. W obliczu pracy wszyscy są równi, wszyscy się jednakowo poważają […]. Na wystawach więc zgromadzają się różnego stanu i różnego powołania ludzie, a wszyscy podają sobie dłoń zgody i szacunku pod ogólnym godłem dobra powszechnego. […]
[…] Miewaliśmy wystawy ogólne przemysłowe w Warszawie i co rok na jarmark świętojański wystawy zwierząt. Lecz jakoś niecały kraj brał w nich należyty udział […]. Dopiero z łaski Rządu i za współdziałaniem Towa[rzystwa] Rolni[czego] w Królestwie zaczęto myśleć o czymś lepszym. […] Coraz jakoś lepiej i coraz bogaciej; da Bóg, że, nie ustając w pracy, pokażemy światu, że i my przecie nie ostatni.
[…] obrano […] za ognisko wystaw rolniczych na teraz m. Łowicz, przy kolei żelaznej i […] mniej więcej w samym środku Królestwa będący. […]
Wiecie, że corocznie przy końcu września odbywa się w tym mieście słynny […] jarmark na Ś-ty Mateusz, zgromadzający po kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Otóż i te dwa powody stały się przyczyną, że Łowicz obrano teraz za główny punkt wystaw krajowych rolniczych.
Nie przestają wszakże ludzie poczciwi na tym jednym punkcie; starają się po całym kraju rozlewać błogie korzyści wspólnego porozumiewania się na wystawach. Towarzystwo Rolnicze urządza po okręgach i powiatach cząstkowe wystawy, gdzie, jako i na wielkiej wystawie, nie szczędzi zachęt i nagród […].
Opis wystawy publikowany w odcinkach w „Czytelni Niedzielnej” to bardzo dobry przykład tego, jak w połowie XIX wieku elity wyobrażały sobie „lud”, jego horyzont intelektualny i potrzeby.
Wyjaśnia się tutaj „w przystępny sposób” ogólną ideę wystaw, pisze o tym dlaczego wybór Łowicza był najwłaściwszy (centralne położenie, bliskość linii kolejowej oraz… tradycja odbywających się w miasteczku wielkich jarmarków). Omawia przebieg wystawy (od nabożeństwa do uroczystego pochodu i wręczenia nagród), organizację i zawartość ekspozycji.
Ujawnia się tutaj kwestia klasowa; wystawa to świat pozornej równości, w opowieści o niej wyraźne są hierarchia (i pieczołowicie opisane praktyki, które mają służyć podtrzymaniu tej hierarchii) i paternalizm (nawet jeśli w wersji oświeconej). Widoczne jest to także w języku – lud to „ktoś” niedojrzały intelektualnie, bliski umysłowości małego dziecka. Stąd zapewne nagromadzenie zdrobnień („bydełko”, „pszczółki”, „perliczki tłuściutkie” itd.) i naiwnych eksklamacji („Co tam za kapłony, jakie koguty dziwaczne […], a wiecie wy skąd?”, „Co to była za uciecha, gdy para tysięcy ludzi biła oklaski dla zwycięzcy!”), powtarzających się kwalifikacji „śliczne”, „poważnie i ślicznie”, „rozrzewniające”.
Błogości tego obrazu i pociech płynących z wystawy nie psuje nawet sekwencja parady: „Włościanie wynagrodzeni, z chorągiewkami w ręku, utworzyli małą kolumnę poprzedzającą pochód triumfalny, którego porządek był następujący: na czele postępowali włościanie wspomnieni, za nimi muzyka, dalej szereg koni nagrodzonych, dalej jeszcze bydełko, a w końcu zamykająca pochód nierogacizna.” („Czytelnia Niedzielna” nr 44, 18 (30) X, s. 348–352″.
Na wystawach krajowych w całym badanym przez nas okresie nie zdarzały się ekspozycje, których przedmiotem stawały się osoby przywiezione z kolonii i występujące w charakterze „okazu” tubylczej kultury. Obraz włościan, którzy oglądani i oklaskiwani przez widzów (bo o takich wiwatach mówi się w dalszej części cytowanego artykułu) paradują z bydełkiem i nierogacizną okazuje się jednak zaskakujaco bliski tej właśnie europejskiej praktyce „eksponowania kultur”.